sobota, 28 marca 2015

W cieniu królewskiej faworyty - ogórkowy płyn do mycia twarzy Katarzyny Medycejskiej

https://www.pinterest.com/pin/321022279659979217/Krąży tu i ówdzie czarna legenda o księżnej z rodu włoskich Medyceuszy, żonie króla Francji Henryka II i matce trzech francuskich królów - mroczna opowieść o Katarzynie Medycejskiej. Katarzyna nie była spoko. W sumie można ją zaliczyć na poczet najbardziej wpływowych kobiet w historii, niemniej ciężko odeprzeć zarzuty o trucicielstwo, które spływają na nią niemal z każdej strony. Od dziecka nie było jej lekko - matka rodząc ją zmarła, a ojciec poszedł w jej ślady trzy tygodnie później (jak twierdzono, z powodu wybujałego temperamentu seksualnego, który skutkował zachorowaniem na syfilis). W wieku 14 lat wyszła za mąż za delfina, Henryka de Valois, księcia Orleanu. Kochała Henia całym sercem, ale Henio wolał wdzięki Diany de Poitiers, która została jego faworytą przez całe kolejne 25 lat. Katarzynie łatwo nie było - urzeczona Henrykiem, musiała znosić jego niechęć i akceptować wyzierającą niemal z każdego kąta postać Diany. Metresa Henia miała mlecznobiałą cerę, regularne rysy twarzy i uchodziła za atrakcyjną. Katarzyna zaś, jak powszechnie ją opisywano, wyróżniała się wyłupiastymi oczami. No cóż, porównanie nie wychodziło klawo dla Kaśki de' Medici. Co więcej, w dniu ślubu Henryk miał rzec: "Okłamano mnie. Nie tylko nie jest piękna, ale też nie ma żadnego wdzięku". Kiepsko, nie?

Przenieśmy się teraz do 1536 roku, kiedy to najstarszy syn ówczesnego króla Francji i brat Henryka odpoczywał na łonie natury, grając w piłkę. Miał prawo, w końcu niebawem wyruszał na wojnę. Młodemu mężczyźnie zachciało się pić, więc poprosił o wodę. I dostał ją. Już tego samego dnia
wieczorem nie czuł się dobrze, rozgorączkowany jednak nie zrezygnował z wyprawy. Niestety, było coraz gorzej - tak źle, że nie był w stanie podróżować powozem, a potem nawet i łódką. Następca tronu zmarł, a następny w kolejce do tronu był, jak się domyślacie, nasz Henio. Czemu podejrzewano Kaśkę? Ano dlatego, że miała bzika na punkcie alchemii. W jej sypialni piętrzyły się słoiczki z ziołami i tajemniczymi proszkami, królowa bowiem długo nie mogła zajść w ciążę, szukała więc sposobów, by dać Henrykowi potomstwo. Katarzynę oskarżano nie tylko o otrucie starszego syna króla, ale również o śmierć kochanki Henryka - Diany oraz Joanny - królowej Nawarry. Pomagać miał jej w tym szatańskim dziele alchemik i medyk Cosimo Ruggieri, w którego obecności ponoć Katarzyna przekłuwała szpilkami woskowe figurki znienawidzonych przez siebie osób. Legenda głosi również, że miała w zwyczaju nasączać rękawiczki trucizną i darować je osobom, na które pragnęła sprowadzić śmierć.

Kaśka jednak mimo wszystko zachwycała. Konno jeździła po męsku, do czego potrzebna była jej bielizna. Tak więc wynalazła ją, a zachwytom nad tym pomysłem nie było końca. Podobnież i z damskim siodłem, to ją uważa się za prekursorkę tego rodzaju siodeł.
Sypialnia Katarzyny w Chateau de Chenonceau
Dworzanie bardzo ją lubili i szanowali. Katarzyna wciąż dzieliła łoże z Henrykiem, ponoć sama Diana miała namawiać Henia, by wypełniał małżeńskie obowiązki. Katarzyna ciągle nie mogła dać Henrykowi potomka, piła więc rozmaite mikstury, które miały zabić mieszkającego w jej macicy demona i dać jej upragnione dziecię. W końcu stało się - dziesięcioro dzieci przyszło na świat, ku radości całego dworu. Nostradamus przepowiedział jej jednak śmierć męża - przepowiednia ziściła się i już niedługo Katarzyna została królową regentką. Usunęła Dianę z dworu (potem ją uśmierciła), przejęła władzę w swoje ręce i rządziła niepodzielnie tak sobą, jak swoimi dziećmi i ludem.

1. Ogórek dla królowej Francji, proszę!


Katarzyna, choć nie zachwycała urodą, starała się jednak dbać o to, co dała jej Mamusia Natura. By zachować młodość, używała gołębich ekskrementów, które aplikowała sobie na twarz. Gołębie kupki - dość intrygujący sposób dbania o cerę... Wieść niesie też , że twarz myła specjalnym płynem na bazie ogórka. Przepis na ten kosmetyk należał do św. Hildegardy z Bingen, wizjonerki, mniszki i zielarki. Zbyt wiele na temat składników i proporcji nie wiadomo, jednak my także znamy niezwykły wpływ ogórków na cerę.

Ogórki są bogate w:
  • kwasy organiczne
  • sole mineralne
  • cząsteczki śluzowe
  • enzymy 
  • witaminy (C, B, A, E)
  • przeciwutleniacze: np. karoteny czy luteinę, które powstrzymują starzenie się skóry


Jego Zieloność - ogórek:
  • zmiękcza skórę
  • odświeża ją i rozjaśnia
  • działa odżywczo i nawilżająco
  • ma właściwości przeciwzmarszczkowe
  • zmniejsza obrzęk i opuchliznę
  • doskonale sprawdza się w pielęgnacji cery tłustej, trądzikowej i skłonnej do wyprysków
  • dobrze tonizuje i rozświetla skórę

Ogórek (jego sok i miąższ) możemy wzbogacić o dodatkowe produkty, które świetnie spisują się w pielęgnacji cery: miód i sodę oczyszczoną.


Miodzik dobrze oczyszcza cerę z zanieczyszczeń, nawilża, wygładza i odżywia. Polecany jest w pielęgnacji cery tłustej i mieszanej. Mogą go również używać osoby z cerą suchą, jednak w takim przypadku należy nie przesadzać z ilością.





Soda oczyszczona spisuje się tak dobrze, jak peeling. Oczyszcza skórę z sebum, wygładza ją, zwęża pory, powstrzymuje błyszczenie i lekko rozjaśnia blizny. Również polecana jest głównie dla cery trądzikowej i tłustej.




2. Ogórkowy płyn do mycia twarzy - bądź jak Kaśka Medycejska (bez wyłupiastych oczu)!


Katarzyna Medycejska doceniała ogórasy i stosowała je, by oczyszczać twarz. Jak wspomniałam - przepis na jej niezwykły płyn nie jest znany, ale od czego mamy wyobraźnię?

Jak zrobić sobie własny ogórkowy płyn? Potrzeba nam tylko:
  1. Pół mniejszego ogórasa (lub 1/3 większego, zależnie od rozmiaru, "im więcej ciebie, tym mnieeeej", ekhm...)
  2. Łyżeczki miodu
  3. Łyżeczki sody oczyszczonej

  Przygotowanie jest tak proste, jak budowa cepa:
  1. Obieramy ogórek ze skóry lub pieczołowicie czyścimy skórkę (najlepiej szczoteczką), a następnie wybraną część ogórka torturujemy na tarce. Zrobi nam się taka niezbyt smakowicie wyglądająca papka pływająca w ogórkowym soku. Soku absolutnie nie odlewamy, zostawiamy go w miseczce razem z rozczłonkowanym ogórkiem.
  2. Do ogóreczka dodajemy łyżeczkę miodu i łyżeczkę sody oczyszczonej. Konsystencja będzie półpłynna (bardziej w stronę płynnej). Wszystko razem mieszamy.
  3. Idziemy do łazienki i nabieramy nasz płyn na dłoń. Wmasowujemy dokładnie w swe niewieście oblicze. Możemy pozostawić płyn na twarzy na chwil kilka lub zmyć od razu. 
  4. Podziwiamy przyjemny efekt.

 

Oczywiście najlepiej przygotować sobie takie ciapry na świeżo, tuż przed użyciem, ale nic się nie stanie, jeśli zostanie nam odrobinka z rana (albo wieczora). Możemy wsadzić resztkę do lodówki i zużyć wieczorem (albo rano).

Stosujecie ogórki w pielęgnacji twarzy? Czy tylko pożeracie w sałatkach i na kanapkach? :)



Bibliografia:
Jean-François Solnon: Katarzyna Medycejska. Złowroga królowa Francji, Warszawa 2007
Sebastian Duda: Niebezpieczna Medyceuszka, Ale Historia
Prawdziwa twarz Katarzyny Medycejskiej, Polskie Radio
Romuald Hassa, Janusz Mrzigod, Janusz Nowakowski, Podręczny słownik chemiczny. Wyd. I. Katowice 2004


niedziela, 22 marca 2015

Seria ziołowa - szyszki chmielu. Chmielowo-lawendowa odżywka do włosów

Chmiel towarzyszył mi niemal odkąd pamiętam. Nie sądzę, bym wyssała go z mlekiem matki, jednak... Głównie był ze mną w postaci piwa w okresie mej pierwszej młodości (teraz przeżywam młodość drugą, zwaną inaczej wtórą :P), które sobie aplikowałam dogębowo. Potem odkryłam, że na włosy też działa całkiem nieźle, zatem polewałam pasma piwem rozcieńczonym z wodą. Ale same szyszki chmielu to już trochę inna para gaci. Indianie stosowali chmiel zamiast sody, piekąc ciasta i chleb. Twierdzili również, że jest nieodzowny w uśmierzaniu bólu zębów. Blade twarze z kolei warzyły z niego piwo i jadły jak sałatę - doprawiając solą i pieprzem. Starożytni Rzymianie nazywali go lupulus - uważali bowiem, że pędy chmielu osaczają i duszą drzewa w taki sam sposób, w jaki robi to wilk ze swoją ofiarą. Uparcie twierdzili również, że chmiel bywa pomocny przy zbyt wielkim libido - miał obniżać chęć kopulacji i skutecznie gasić seksualne zapędy. Drugą główną bohaterką tego wpisu jest moja ulubiona lawenda. O niej pisałam już przy okazji postu na temat lawendowego maceratu, dlatego nie śmiem już Was zanudzać historią tych ziółek. Napiszę tylko, że to bardzo sympatyczna para, jeśli chodzi o wpływ na nasze włosie.

1. Chmiel przeciw łamaniu się włosów


W roślince tej znajdziemy całe spektrum dobroci. Zawiera olejki eteryczne (zazwyczaj: mircon, farnezen, humulen), żywice chmielowe (humulen, lupulin - wykazujące działanie bakteriobójcze), flawonoidy (zapobiegające wypadaniu włosów), witaminy (głównie C i A), składniki mineralne m.in. cynk (przeciwdziała łojotokowi), miedź (utrzymuje odpowiedni poziom ph), magnez (wpływa na szybszy wzrost włosów) i żelazo (istotne dla prawidłowej budowy włosów i ich wzrostu), a także proteiny oraz pektyny.


Chmiel zapewnia włosom miękkość i puszystość. Wpływa na skórę głowy, hamując zbyt szybkie przetłuszczanie się i stany zapalne.




Niweluje łupież i wzmacnia kosmyki na całej ich długości, tym samym przeciwdziała wypadaniu i łamaniu się włosów. Odżywia je od cebulek aż po same końce.


2. Lawenda dobra na wszystko!


Ciocia Marysia mówi, że lawenda jest dobra na wszystko... i ma rację! Sprawdza się w leczeniu, dbaniu o urodę, uspokajaniu skołatanych nerwów i w kuchni. Przede wszystkim zawiera bardzo dużą ilość garbników - aż 12% (nadają włosom większy połysk i stabilizują ph), kumaryny (usuwają stany zapalne i zapobiegają łysieniu), fitosterole (przeciwdziałają wypadaniu włosów i wpływają na sprężystość kosmyków), antocyjany (poprawiają wygląd włosów, zapobiegają ich kruszeniu się i łamaniu), sole mineralne, kwasy organiczne oraz olejek eteryczny.

 

Lawenda przyspiesza porost włosów, działa bakteriobójczo na skalp, wzmaga krążenie krwi i tym samym kontroluje ukrwienie skóry głowy, pielęgnuje ją i uspokaja

 

U mnie osobiście lawenda powoduje zwiększenie objętości włosów. Trzeba uważać jednak, żeby nie przesadzić, bo efekt "siana i obory" można uzyskać bardzo łatwo :P Za dużo lawendy, to przesuszenie. Odrobina lawendy, to z kolei optycznie więcej kłaków!

3. Lawenda + chmiel + skrobia ziemniaczana = domowa odżywka do włosów!


Nie macie pomysłu, czym potraktować włosy? Znudziły Wam się gotowe produkty do włosów? Spoko, zróbcie sobie domową odżywkę, którą serdecznie polecam jako pierwsze "O" w metodzie "OMO".

 

Jest szybka, przyjemna i przynosi całkiem niezłe rezultaty. Dodatkowo skrobia ziemniaczana również całkiem powabnie wpływa na włosie. Przede wszystkim ładnie je wygładza, zmiękcza i dociąża. Kto zagęszczał sklepowe odżywki skrobią, ten wie :D. A zatem - czego potrzebujemy?


Tak więc... Bierzemy odpowiednią ilość ziółek, mieszany ze sobą i wsypujemy do kubeczka. Zalewamy tę mieszankę wrzątkiem i pozostawiamy na 10-15 minut do naciągnięcia.


Przelewamy napar chmielowo-lawendowy do miseczki i dodajemy skrobię ziemniaczaną. Najlepiej na oko, co by nam nie wyszła biała woda, ale również nie zbita masa. Najlepiej dodawać skrobię powoli i ładnie mieszać do uzyskania odpowiedniej konsystencji.


Wiem, że oleje nie rozpuszczają się w wodzie, ale ze skrobią wszystko jest możliwe. Ja dodałam dwa: olej awokado i olejek eteryczny cyprysowy. Wszystko mi się jakimś cudem ładnie połączyło, nawet nie pływały tam żadne tłuste oczka, nic z tych rzeczy.




Olejek awokado wykazuje silne właściwości wygładzające włosy, pięknie je nawilża, sprawia, że są sypkie, miękkie i ładnie błyszczą. Jest źródłem witaminy A, E, C, D, PP, K i B. Znajdziemy w nim również potas, żelazo i wapń.







Olejek cyprysowy stosuje się w przypadku włosów przetłuszczających się i skłonnych do łupieżu. Nadaje włosom blask, upaja przyjemnym leśnym aromatem, działa też bakteriobójczo. Wzmacnia włosy i przyspiesza ich wzrost.




Całość nałożyłam na zmoczone włosy na pół godzinki przed myciem szamponem bez SLS. Efekt jest bardzo dobry - włosy są dociążone (ale nie przeciążone), pachną olejkiem cyprysowym, są gładkie (tak, że chce się je ciągle macać!).

Lubicie robić własne odżywki i maski? Stosujecie lawendę lub chmiel w pielęgnacji włosów?

P.S. Fajną mam wagę, nie? :D


Bibliografia:

Różański Henryk, Gruczołki chmielu – Glandulae Lupuli w medycynie XIX i początku XX wieku
Różański Henryk, Strobilus Lupuli et lupulinum, czyli chmiel jako sedativum
Piaskowska Maria, Chmiel, Panacea Nr 2 (7), kwiecień 2004 
Mielczarek M., Kołodziejczyk J, Olas B., Właściwości lecznicze chmielu zwyczajnego (Humulus lupulus L.), "Postępy Fitoterapii" 2010, nr 4 
Burnie Geoff i inni: Botanica. Rośliny ogrodowe. Könemann, 2005
Ożarowski A., Jaroniewski W., Rośliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, Warszawa 1987


Mielczarek M., Kołodziejczyk J., Olas B., Właściwości lecznicze chmielu zwyczajnego (Humulus lupulus L.), "Postępy Fitoterapii" 2010, nr 4.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/chmiel-zwyczajny-wlasciwosci-lecznicze-i-zastosowanie_38419.html

Mielczarek M., Kołodziejczyk J., Olas B., Właściwości lecznicze chmielu zwyczajnego (Humulus lupulus L.), "Postępy Fitoterapii" 2010, nr 4.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/chmiel-zwyczajny-wlasciwosci-lecznicze-i-zastosowanie_38419.ht

piątek, 20 marca 2015

"W każdym razie była w tajemniczym ogrodzie i miała wrażenie, że odkryła jakiś własny świat"

Słonko świeci (trochę zasłonięte przez księżyc, ale to nieistotne), dzieci się cieszą, ptaszki ćwierkają, psy biegają, rowerzyści wjeżdżają pod auta, a ja siedzę w ogródku. I sadzę.

Zrobiło się tak pięknie, wiosennie, prawda? Cóż, nie mam żadnego przepisu na tonik, wcierkę, maseczkę czy inne mleczko. Ale mam kilka zdjęć z procesu tak ezoterycznego, że aż dech zapiera, a mianowicie... z grzebania w ziemi!














Coś już też zaczęło wynurzać się z ziemi, ku mej radości nieopisanej...











Pojawił się również i uchuchany Reks...


Teoretycznie to dopiero jutro, ale ja czuję ją już dzisiaj. A Wy?

No nic, trzeba to powiedzieć (napisać) głośno (hmmm) i wyraźnie:

https://www.pinterest.com/pin/508132770433392023/


Życzymy Wam (ja i pies) wspaniałego, słonecznego piątku!

Mała Mi.


wtorek, 10 marca 2015

W buduarze Marii Antoniny - bielidło, błękitnidło i... skrobia ziemniaczana!

https://www.pinterest.com/pin/546835579729555924/Biała, upudrowana twarz, monstrualnie wysoka fryzura i falbaniasta kiecka narzucona na wielki stalowy stelaż zwany krynoliną. Do tego głęboki, mlecznobiały dekolt i umieszczona niemal przypadkowo muszka - obok ust, na szczytach piersi, czy policzku. Tak prezentowała się na pierwszy rzut oka Maria Antonina - arcyksiężniczka austriacka i królowa Francji.  Do dzisiaj jej postać kojarzy się z luksusem i nadmierną rozrzutnością. Jako czternastoletnie, nieco rozpuszczone dziewczę, została wysłana do Francji. Nie mogła zabrać swoich drobiazgów, ubrań, a nawet psa. Wtrącono ją do powozu i - dawaj! - zdobywaj francuskie społeczeństwo uroczymi dołeczkami w policzkach i nieokrzesaniem! Jako, że Maria Antonina była dosyć cwana, potrafiła sprawić, by guwernantki tańczyły, jak im zagra. Tym samym dziewczynka specjalnego wykształcenia nie otrzymała, a jej matka niespecjalnie dbała o edukację córy. No bo przecież były ważniejsze rzeczy! Ludwik August był tylko o rok od niej starszy, ślub pary królewskiej odbył się w Wersalu i dyskutowano o nim przy każdej możliwej okazji - toż to była prawdziwa sensacja. Prawdziwą sensacją była też noc poślubna młodocianego małżeństwa - Ludwik nie podołał. Jak się później okazało, cierpiał prawdopodobnie na pewien intymny defekt, który znacząco utrudniał wieczorne harce w wersalskich komnatach. Nie był uosobieniem ideału dżentelmena - szybko utył, nie lubił zabaw i tańców, za to znajdował przyjemność we wbijaniu gwoździ i układaniu podłóg. Pasjami przepadał za polowaniami, miał "przyciężki" krok, ale... o żonę dbał, jak tylko umiał.

Maria Antonina też nie była wzorem cnót wszelakich. Próżna i pewna siebie, chciała udowadniać wszem i wobec, że z racji urodzenia i pozycji wolno jej wszystko. Bywała grubiańska i niegrzeczna,
https://www.pinterest.com/pin/61361613645925025/obrażała innych możnych i wpływowych ludzi, próbowała zdobyć jak najwięcej swobody i wolności, zaś "bywanie" przynosiło jej niejaką trudność - bezustannie popełniała faux pas, mówiła to, czego nie powinna i zachowywała się niestosownie. Na dodatek jej utrzymanie było bardzo kosztowne - rozmiłowana w pięknych toaletach i luksusowej biżuterii, nie zwracała uwagi na potrzeby innych i postępujące zubożenie ludności. A potem wybuchła afera naszyjnikowa i zaczęto spekulować, czy Marie Antoinette rzeczywiście była tak czysta i niewinna, jak powszechnie twierdzono. Kardynał de Rohan nie cieszący się względami królowej pragnął sytuację zmienić, wówczas z pomocą przyszła mu hrabina de La Motte, która podała się za kochankę królowej i obiecała zorganizować schadzkę. Kobita znała modystkę łudząco podobną do Marii Antoniny i zaaranżowała spotkanie - kurza ślepota czy inna ciemność pozwoliły kardynałowi uwierzyć, że oto spotkał się z samą królową Francji, która w dodatku zapragnęła pięknego, błyszczącego cacka - naszyjnika zrobionego dla pani du Barry, faworyty króla Ludwika XV. De Rohan miał robić za pośrednika i ostatecznie oddał jubilerom dokument ze sfałszowanym podpisem królowej. Niedługo zorientowano się, że coś jest mocno nie tak, ponieważ pierwsza rata za naszyjnik jakoś nie wpływała. Cała ta afera rzuciła cień na postać Marii Antoniny i to cień raczej długi, brzydki i śmierdzący rozwiązłością. 

Winna, czy niewinna, nie miało znaczenia - Maria Antonina musiała umrzeć. Tego chciał lud, tego oczekiwał, temu przyklaskiwał. Została uwięziona przez rewolucjonistów jako numer 208 i skazana na śmierć. Gdy pokazała się oczom gawiedzi - szczupła, zmizerowana, w poszarpanej białej sukni - przestała wzbudzać jakikolwiek respekt. Tłumnie zebrany lud szydził z jej wyglądu i losu, zaśmiewał się z tego, że niedługo skończy swój marny żywot. Podobno idąc, nastąpiła na nogę kata, miała wtedy powiedzieć: „Przepraszam, monsieur, zrobiłam to niechcący”. To były jej ostatnie słowa. Została ścięta 16 października 1793 roku na oczach tłumów. 


1. Szpachluj twarz na biało, czyli o bielidle słów kilka


Maria Antonina, jak każda kobieta (i przypuszczalnie każda królowa?), chciała olśniewać. Na noc pokrywała dłonie woskiem i zakładała na nie rękawiczki, stosowała wodę różaną i olejek ze słodkich migdałów, z kolei włosy płukała wodą z szafranem, kurkumą i rabarbarem, by podkreślić ich nietuzinkowy kolor - truskawkowy odcień blondu. Włosy włosami, ale co z twarzą? Niestety, to opowieść wzbudzająca dreszcze obrzydzenia.

https://www.pinterest.com/pin/144889312983270693/
Drobiazgi Marii Antoniny, Petit Tranion, Wersal, Francja

Biała twarz to był cel - zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Im bielsza, tym lepsza, proszę państwa. Co zatem zrobić, żeby taką mieć? Nakładać bielidło i to obowiązkowo na twarz, ale również szyję i dekolt. Problem był taki, że osławione bielidło, którego nie sposób było nie znaleźć w buduarze, zawierało w sobie trującą substancję - biel ołowianą. Jaki był efekt jego stosowania? Bielidło przede wszystkim zatykało pory, skóra nie mogła oddychać. Ponadto powodowało wysyp krost i zaskórników, cera szarzała i bardziej przypominała skórę zmarłego, niż żywego człowieka. W dodatku ołów przedostawał się przez skórę do krwi i zatruwał cały organizm - to przez niego pojawiały się trwałe blizny, a nawet problemy psychiczne! Dla piękna wszystko! Co zrobić? Ano nic, po prostu nakładać jeszcze grubszą tapetę, tak coby mimika twarzy była niemożliwa! Więcej, więcej, więcej bielidła! Trzeba wyglądać jak bałwany! Zróbmy z siebie figurki porcelanowe, przecież prezencja najważniejsza! A potem będziemy to szpachlą zdejmować z twarzy, o ile w ogóle, bo lepiej dołożyć kolejną warstwę!

Dziś porcelanowa cera też jest w cenie, ale nauczeni historią naszych przodków wiemy, że biel ołowiana to samobójstwo. Zamiast tego bladość karnacji podkreślić można skrobią ziemniaczaną!

2. Skrobia ziemniaczana w kosmetyczce


Ostatnimi czasy mąka staje się coraz bardziej popularna. Nie potrafisz dopasować pudru - weź machnij się mąką! Nie umiesz dobrać odpowiedniego odcienia do swojej karnacji - mąka rozwiąże problem! Nie masz za dużo dukatów na markowe kosmetyki - bierz się za mąkę, co 2-3zł w sklepie kosztuje!


Prawda jest taka, że większość pudrów mineralnych ma bardzo proste składy, a ich wytworzenie kosztuje grosze. Tymczasem my płacimy za markę i obietnice. To samo możemy osiągnąć za o wiele mniejsze kwoty, wierzcie mi. Wystarczy prześledzić składy tych sławetnych pudrów - często znajdziemy w nich czystą krzemionkę i w zasadzie nic więcej. Przoduje tutaj Make Up For Ever ze swoimi 10g krzemionki za 160zł. A po ile "stoi" gram krzemionki? Miłe panie, coś koło 2-3zł. Wygląda na to, że za sam słoiczek i logo płacimy 140zł :).

Ale może o samej krzemionce innym razem. Tak, o czym to ja...? Skrobia! Zatem co takiego robi? Mówiąc krótko - to najtańszy transparentny puder świata. To oznacza tyle, że stosować ją mogą wszystkie kobiety, niezależnie od odcienia cery.

Jak zachowuje się skrobia ziemniaczana jako puder?


Jeśli nie chcemy miziać się białą mąką, możemy ją zabarwić. Z tym jednak byłabym bardzo ostrożna. Wiele porad mówi, by zmieszać mąkę z cynamonem lub kakao. Wszystko pięknie ładnie, ale pamiętajmy, że cynamon lubi uczulać. Przykładowo płukanek cynamonowych do włosów nie stosujemy na skalp właśnie w obawie przed reakcjami uczuleniowymi. Pieczenie, wysypka, swędzenie, krosty, odchodzenie płatów skóry i opuchlizna to jedynie niektóre z możliwych reakcji na cynamon. Kakao z kolei należy do substancji tłustych, więc jego wybór niekoniecznie może się przysłużyć do produkcji kosmetyku matującego. Oczywiście - każda cera jest inna i inne będą jej reakcje na spotkanie z takimi produktami.


Sama Maria Antonina również używała mąki jako pudru. Tak, proszę państwa, stosowała mąkę ryżową, pszenną lub talk, żeby utrwalić bielidło. Zresztą etykietka "Puder Marii Antoniny" wygląda lepiej aniżeli "Skrobia" lub "Mąka", prawda? ;)



3. Jak nakładać to ustrojostwo?


Słówko o przechowywaniu. Skrobię ziemniaczaną powinnyśmy przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniczku. Doskonale nadaje się do tego słoiczek po kremie lub... szklane opakowanie po świecy.

Generalnie mąkę możemy nakładać na 4 sposoby.
  • opuszkami palców ruchem masującym
  • wacikiem kosmetycznym (dobry sposób dla posiadaczek cery tłustej)
  • pędzlem (trzeba uważać na ilość, łatwo można przedobrzyć!)
  • puszkiem

4. Błękitna krew podkreślana błękitnidłem!


To już raczej tylko ciekawostka, bo nie przypuszczam, żebyście chciały robić coś takiego. Otóż ówcześnie uważano, że błękitna krew jest na wagę złota i bogate stroje, zawszone konstrukcje z włosów oraz biżuteria z kamieni szlachetnych to wciąż za mało. Trzeba manifestować czystą, szlachecką krew! Jak? Ano malując sobie na twarzy i dekolcie delikatne błękitne żyłki. Skóra miała przypominać pergamin (zabawne, biorąc pod uwagę kolejne warstwy bielidła ciapkane na facjatę), toteż i żyłki muszą być widoczne. A że spod grubej warstwy bieli ołowianej nic nie mogło się przebić - zostawały barwniki. Dodam jeszcze, że w wielu kręgach nie przyjmowano do wiadomości, że krew pospólstwa i arystokracji ma tę samą barwę: czerwoną. Damy i dżentelmeni z uporem maniaka twierdzili, że ich krew musi być błękitna! Koniec dyskusji!



Bibliografia:
Fraser Antonia, "Maria Antonina: podróż przez życie", Warszawa 2006
Ale Historia - Maria Antonina
Kurioza naukowe / Scientific curiosities ISSN 1176-7545; rok VII; No 1418
Michał Ziemiański: Słownik towaroznawczy artykułów żywnościowych. Warszawa: Wydawnictwo Przemysłu Lekkiego i Spożywczego, 1968

niedziela, 8 marca 2015

Drogie Panie!


Drogie Panie!

Dzisiaj nasze święto! Z tej okazji życzę Wam wszystkiego wspaniałego, morza kwiatów, uśmiechów i serdecznych życzeń od wszystkich Panów! Bo przecież wiadomo, że...




"Piękno kobiety nie przejawia się w ubraniach, które nosi, w jej figurze lub sposobie w jaki układa włosy. Piękno kobiety musi być widoczne w oczach, ponieważ są one drzwiami do jej serca – miejsca gdzie mieszka miłość"
[Audrey Hepburn]

Przyjemnego dnia!
Mała Mi

środa, 4 marca 2015

Seria ziołowa - zielona herbata. Tonik przeciw zaskórnikom na bazie soli Epsom

https://www.pinterest.com/pin/477522366712306480/
źródło: Pinterest
Mówią, że zielona herbata jest źródłem dobroci wszelakiej. Zasadniczo, nie mylą się. To jeden z najstarszych gatunków herbaty, parzony już 5000 lat temu. Do dziś nie wiadomo kto pierwszy wypił ten napar i dostrzegł jego niezwykłe właściwości, ale istnieje całe mnóstwo legend, które mogą nam tę niewiedzę wynagrodzić. Jedna z takich właśnie opowieści traktuje o cesarzu zwanym Shen Nong. Pewnego pięknego dnia wypoczywał on w swoim ogrodzie, rozkoszując się relaksem tuż obok herbacianego drzewka. Wtem kilka listków wpadło mu do gorącej wody i voila! Shen Nong napar skosztował, zasmakował w nim i rozsławił. Z kolei inna legenda mówi o tym, że pewien mnich poszcząc przez wiele, wiele dni, niesamowicie osłabł. Życie uratował mu listek zielonej herbaty, który mnich włożył do ust i rozgryzł. Ponoć ta niepozorna roślinka przywróciła mu siły witalne.


1. Zielona herbata w pielęgnacji twarzy


Stosowanie zielonej herbaty nie ogranicza się tylko do picia - ale to wiemy. Można ją również stosować do mycia twarzy, albo w postaci toniku. Dlaczego? Przede wszystkim posiada właściwości antyoksydacyjne, hamuje procesy starzenia się skóry i jej wiotczenia, a na dodatek działa przeciwzapalnie, więc polecana jest szczególnie posiadaczkom i posiadaczom cery tłustej i trądzikowej.


W zielonej herbacie znajdziemy związki fenolowe (mają bardzo silne działanie przeciwrodnikowe i ładnie wzmacniają naczynka krwionośne), witaminę E i C (wpływające na nawilżenie skóry, usuwanie przebarwień i starczych plam, a także wygładzające zmarszczki i ujędrniające cerę), biflawonoidy (przeciwutleniacze chroniące przed wolnymi rodnikami) oraz mikroelementy (sód, żelazo, potas). 

2. Historia rolnika i ryczących krów, czyli o soli Epsom


Pod tą nazwą kryje się czysty związek mineralny - siarczan magnezu. O wiele ładnej jednak brzmi "sól angielska" lub po prostu "sól Epsom". Nazwa wzięła się od angielskiej miejscowości, gdzie zaczęto odparowywać ją z wody mineralnej. Wieść niesie, że w roku pańskim 1618 pewien rolnik podał swoim krowom (przez przypadek) do picia wodę, w której znalazł się siarczan magnezu. Krowy muczały zajadle, nie chcąc pić tak gorzkiej wody, więc rolnik rychło błąd swój naprawił, ale... Podczas, gdy mućki zmuszone były przetrwać o wodzie z solą Epsom, wszystkie ich rany się wygoiły. Takim cudem zorientowano się, że sól epsońska może mieć ciekawe i dobroczynne działanie.


Skupimy się na zastosowaniu tej soli na twarz. Epsom ma to do siebie, że ułatwia gojenie się podrażnień (jak to było u krówek), zmniejsza opuchliznę i obrzęk, łagodzi stany zapalne, jak również wygładza i zmiękcza skórę. Co ważne, angielska sól nie wysusza skóry i usuwa wągry. Warto również wspomnieć, że pory naszej skóry doskonale przyswajają magnez, który jest nam niezwykle potrzebny do normalnego funkcjonowania. W soli Epsom jest go całe mnóstwo!




3. Pryszczom i zaskórnikom mówimy: "nie!"


Dochodzimy więc do sedna. Zróbmy sobie tonik (nie, nie wnuka). Nie ma w nim wielkiej filozofii, jego składniki i sposób przyrządzania nie są objęte tajemnicą, nie warzy się go również w kociołku. Chociaż, jak ktoś chce, to proszę bardzo!

Czego potrzebujemy?


  • Zieloną (najlepiej sypaną) herbatę zalewamy gorącą wodą (nie wrzątkiem!) i pozostawiamy przez 5-10 minut do naciągnięcia. Pamiętajmy, by zalać jedynie pół szklanki, w przeciwnym razie napar będzie słabszy. Do warzących w kotłach - proszę na własną rękę dostosować ilości składników :P
  • Do ciepłej jeszcze wody dosypujemy 1 łyżeczkę soli Epsom i mieszamy.
  • Jeśli chcemy tonik wzbogacić - w pół łyżeczki alkoholu rozpuszczamy dosłownie po 2 kropelki olejku eterycznego


Taki tonik należy przechowywać w lodówce i zużyć jak najszybciej, ponieważ nie zawiera w sobie żadnych substancji konserwujących.






A jak u Was? Pijecie zieloną herbatkę? Lubicie jej smak? :)



Bibliografia:

Adam Bielański: Chemia ogólna i nieorganiczna. Wyd. I. Warszawa: PWN, 1970.
Siarczan magnezu – karta leku (DB00653)
Zielona herbata upiększa skórę  




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...