Przed ślubem nie widziała go na oczy. W czasie ślubu zresztą też nie. Nie była pewna jak wygląda i jaki ma charakter. Wiecie, gość z takimi imperialistycznymi zapędami mógł spokojnie być despotą. W dodatku plotki szybko dotarły do młodej dziewczyny i nie były to informacje zadowalające. Zdanie jej przyszłego męża na temat kobiet pozostawiało wiele do życzenia - twierdził on bowiem, że kobieta musi należeć do mężczyzny, winna być jego niewolnicą i że męska natura domaga się swoich praw, a zatem chłop powinien mieć kilka bab naraz. Poligamia rulez! Ale co czynić - kazano jej go poślubić, musiała więc na to przystać "dla ogólnego dobra". W dodatku był od niej o całe 22 lata starszy! A potem okazało się, że niezła z niej perwera. On też ponoć był niezwykle jurny i rozochocony, chociaż miał swoje lata. Życie to szereg niespodzianek - powiedziałaby zapewne Maria Luiza, druga żona Napoleona.
Cała historia zaczyna się w 1791 roku, w samym środku grudnia, gdy na świat przychodzi małe


W dwa dni po ślubie (biedne dziewczę, nie ma co kryć) - zaślubiona Bonapartemu opuściła rodzinne strony i ruszyła, by wreszcie się z nim spotkać. Trzeba jednak Wam wiedzieć, że Maria Luiza była wychowana niemal pod kloszem - jak zwierzątko, to tylko płci żeńskiej, a jak nauka z książek, to guwernantka musiała niezwłocznie zamazać niestosowne fragmenty tekstu! Słowem - dziewczę o seksie nie wiedziało wiele. Po dwóch tygodniach męczącej podróży Maryśka dojechała wreszcie wraz z całym swoim orszakiem do lasu pod Compiégne, gdzie rezydował Napoleon. Bonaparte nie miał ochoty na ceregiele i kłanianie się - wsiadł do karocy swej żony i... z miejsca skonsumował związek.

1. Fiołki - uzależnienie Marii Luizy
Maria Luiza wprost uwielbiała zapach fiołków. Po abdykacji Napoleona, Maryśka wróciła do Austrii i choć Napcio miał nadzieję, że wpadnie z wizytą, to się przeliczył. Mówi się, że wtedy zerwał kilka fiołków i już zawsze nosił je w swoim medalionie. Z kolei Maria Luiza nie odwiedziła go nigdy - przeniosła się do księstwa Parmy, które przyznał jej wiedeński kongres. Tam też na dobre zajęła się fiołkami - rozkazała tamtejszym mnichom pracę nad ekstrakcją zapachu tego kwiatu. W ten sposób powstały fiołkowe perfumy, którymi skrapiała się z lubością. Ich receptura była ponoć pilnie strzeżona.
Fiołek trójbarwny w ziołolecznictwie zajmuje całkiem zaszczytną pozycję. Stosuje się go w leczeniu trądziku, trudno gojących się ran i problemów z układem moczowym. Fiołek podwyższa barierę ochronną skóry i dzięki karotenoidom pozwala na zabezpieczenie naskórka przed zgubnym działaniem promieni słonecznych. Dodatkowo nie pozwala na nadmierne pozbywanie się wilgoci, a zatem dba o odpowiednie nawilżenie skóry. Uszczelnia drobne naczynka krwionośne, pomaga w leczeniu liszajów i siniaków. Ma również działanie przeciwzapalne i zmiękczające.
Jakie składniki lecznicze odnajdziemy w bratku?
- olejki eteryczne
- karotenoidy - to najlepsze antyoksydanty; regenerują tkankę i chronią przed przedwczesnym starzeniem się skóry
- flawonoidy - neutralizują wolne rodniki, zabezpieczają ścianki naczyń krwionośnych, działają przeciwalergicznie i przeciwzapalnie
- metyl salicylowy - ma działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne
- saponiny - wnikają w skórę i ułatwiają do niej dostęp innym substancjom czynnym, zmiękczają i nawilżają
- antocyjany - neutralizują wolne rodniki, uszczelniają naczynia włosowate, zwiększają gęstość kolagenu w skórze i działają przeciwzapalnie
- garbniki - łagodzą stany zapalne, podrażnienia skóry, wszelkie skaleczenia i przeciwdziałają nadmiernej potliwości
- sole mineralne
Peeling fiołkowy ma dobroczynny wpływ na naszą skórę (serio, serio!). Do stworzenia takiego peelingu warto przejrzeć kuchenne i łazienkowe szafki!
W roli zdzieraka bardzo dobrze sprawdzi się nie tylko sól Epsom, ale również cukier, sól, rozdrobnione orzechy, czy płatki owsiane. Więcej na temat składników peelingujących możecie przeczytać w poście o peelingu miętowym (klik!).
Prócz soli Epsom (którą osobiście wielbię i bardzo gorąco polecam), do peelingu dodałam rzecz jasna ziele fiołka trójbarwnego, a także odrobinę białej glinki i olej ze słodkich migdałów.
Biała glinka anapska posiada właściwości oczyszczające i dotleniające skórę, dlatego też walnęłam ją do peelingu. Dodatkowo jest bogata w mnóstwo mikroelementów, które przyczyniają się do produkcji kolagenu wpływającego na elastyczność. Łagodnie złuszcza martwy naskórek, poprawia koloryt i zapobiega starzeniu się skóry.
Przypominam, że romans glineczki z metalem przyczynia się do utraty jej właściwości. Stąd też polecam porcelanę, plastik i drewno ;).

Przygotowanie peelingu:
Dowolny zdzierak, ziele fiołka trójbarwnego i glinkę anapską mieszamy ze sobą w sterylnym słoiczku.
Do mieszanki dodajemy olej, który możemy uprzednio połączyć z ulubionym olejkiem eterycznym.
Całość zabezpieczamy i używamy wedle potrzeby :).
Efekty:
Skóra jest odżywiona, nawilżona i ujędrniona. Wszelkie problematyczne miejsca i liszaje są ukojone. Nie mam na co narzekać!
***
Jeszcze słóweczko!
Bardzo, bardzo dawno mnie tu nie było. Okropnie zaniedbałam wizyty w Was, za co serdecznie przepraszam i obiecuję poprawę. Spiętrzyły mi się niegodziwości tego świata, te bardzo, bardzo poważne i te nieco mniej, ale przyznam, że nie miałam zupełnie głowy do blogowania. Nie będę Was tu zanudzać opowieściami o chorobach, wynikach, leczeniach itd, bo tutaj rozkoszujemy się mamusią naturą i swoimi kosmetykami zrobionymi tymi "ręcami", o!
Raz jeszcze kajam się i kajam przed Wami! I życzę miłego wieczoru! :)
Bibliografia:
2. Masson Frédéric: Maria Ludwika, cesarzowa i królowa,
3. Botti Ferruccio: Maria Ludwika, księżna Parmy i Guastalii
4. Henryk Różański: Fiołek trójbarwny - Viola tricolor
5. Henryk Różański: Więcej o składnikach fiołka trójbarwnego - Viola tricolor L.
6. Jakub Mowszowicz: Flora jesienna. Przewodnik do oznaczania dziko rosnących jesiennych pospolitych roślin zielnych. Warszawa: WSiP, 1986