czwartek, 2 kwietnia 2015

Piękna, młoda królowa bez czterech palców, czyli o Królowej Węgier, która zrobiła "Wodę"!

https://pl.pinterest.com/pin/462744930432747211/
Elżbiecie Łokietkównie, królewnie polskiej i węgierskiej zawdzięczamy wiele, w tym również osławioną "Wodę Królowej Węgier". Ale, jak to w historii bywa, nie wszystko złoto, co się świeci. Ela była stworzona do życia na dworze (królewskim, nie mylić z życiem na łonie natury!). Jak mogłaby nie, skoro zdarzyło jej się być córką Władysława I Łokietka i Jadwigi, latorośli Bolesia Pobożnego? Ojciec nie czuł się specjalnie pewnie na swoim tronie, toteż postanowił wydać córę za króla Węgier - Karola Roberta. Sojusze, sojusze - nie ma miejsca na miłość! W końcu Władzio bał się i zakonu krzyżackiego, i Jana Luksemburskiego, który mamrotał pod nosem, że tron Polski mu się należy i basta. Elżbieta wyszła za Karola i została jego trzecią z kolei żoną (z poprzednimi mu się jakoś niespecjalnie układało, wiecie...). 

Na węgierskim dworze było Elżbiecie całkiem dobrze, ucieszyła się więc, gdy na wakacje zajechał do niej w odwiedziny jej brat - dziewiętnastoletni Kazimierz. Przybył sam, żonę zostawił daleko za sobą, zatem nie było przeszkód by pohulać i korzystać w życia. Upatrzył sobie Kazik dwórkę
http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Polish_Angevin_coat_of_arms.jpg
Zapinki z herbami Polski i Węgier, własność Eli
Elżbiety, piękną Klarę. Tak mocno jej zapragnął, tak bardzo chciał ją w swym łożu ujrzeć, że Elżbieta uknuła niecny plan, by bratu dopomóc zbałamucić niewinne dziewczę. Kazik udawał chorego, a Ela wraz z Klarą miały młodego panicza odwiedzić. Odwiedziły, ale Elżbieta bardzo szybko oddaliła się z sypialni brata, zostawiają Klarę na pastwę losu (i Kazia, rzecz jasna). Czy Kazio wziął Klarę po dobroci, czy był to gwałt? Można tylko spekulować, fakty jednak mówią, że ojciec dziewczyny, gdy tylko dowiedział się o bezeceństwach na dworze królewskim, zapałał słusznym gniewem. Porwał miecz i ruszył na spotkanie z Elą i Karolem. Tak się złożyło, że królewska para akuratnie biesiadowała. Jak tylko ojciec Klary wparował do sali, król Węgier schował się pod stołem i przerażony obserwował zajście. Ela była odważniejsza, postanowiła osłaniać męża. Cóż, ojciec Klary nie ma skrupułów - Karolek schowany pod stołem wychodzi z potyczki niemal bez szwanku (jedyną "pamiątką" była mu tylko zraniona ręka), natomiast Elżbieta traci cztery palce. Od tego czasu zaczęto nazywać ją Królową Kikutą.

Jak łatwo się domyślić, królewska para nie mogła puścić takiego afrontu płazem. Toż to obraza majestatu, usiłowanie morderstwa, a więc i zdrada stanu! Ojciec Klary został porąbany na małe kawałeczki przez rycerzy, zaś głowę umieszczono na bramie wjazdowej. Jego synowie, nim umrą - muszą jeszcze przetrwać tortury: wleką ich końmi po ulicach, a zmaltretowane w ten sposób ciała rzucają psom na pożarcie. W najgorszej sytuacji jednak była Klara - z rozkazu króla obcięli jej nos, wargi i palce. Na domiar złego wtrącono ją do klatki i wożono po wsiach i miasteczkach. Budziła ciekawość i grozę, lud widział bowiem co dzieje się z tymi, którzy próbują załatwić parę królewską. Potem Klara musiała umrzeć. Nim jednak pozwolono jej skonać, była zobowiązana publicznie ogłosić, że kara za działania jej ojca była słuszna. Tak się kończy żywot tych, którzy zadzierają z władcami!

1. Larendogra, czyli słówko o "Wodzie Królowej Węgier"


Ela, mimo że straciła cztery palce i pokazała swe krwawe, przepełnione poczuciem krzywdy i chęcią zemsty oblicze - wciąż rzeczone oblicze miała zadziwiająco młode. No i była królową, a królowe mają to do siebie, że zazwyczaj muszę dobrze się prezentować. W końcu są królowymi, prawda? Nie inaczej było z naszą Elą.

Wyobraźcie sobie średniowiecze - czasy bez koncernów farmaceutycznych i drogerii. A o skórę jakoś trzeba dbać, podobnież i o zdrowie. Mówi się, że to Elżbieta wymyśliła larendogrę - nalewkę spirytusową na bazie ziół. Pierwsze skrzypce gra w niej rozmaryn, zaraz po nim: lawenda. To dwa główne składniki tej mikstury, która - jak wieść niesie - przyczyniła się nadzwyczaj młodego wyglądu królowej. Ponoć wyglądała 20-30 lat młodziej, niż miała naprawdę. Ponadto spędziła 59 lat na tronie, co jest wynikiem całkiem zacnym, nie uważacie? Dożyła sędziwego wieku (75 lat!), co w tamtych czasach uchodziło za cud (lub wynik czarnoksięskich sztuczek!). Powiada się, że to wszystko dzięki tej niesamowitej "węgierskiej wodzie".

By przyrządzić Larendogrę sprowadzano spirytus prosto z Konstantynopola. Dlaczego? Ano dlatego, że ponoć tylko tenże był jakościowo dobry, w dodatku można powiedzieć, że było mu niezwykle blisko do bycia czystym spirytusem! Istnieje całe mnóstwo podań, jakoby zamiast lawendy używano tymianku, gałki muszkatołowej, a nawet drzewa sandałowego. Niektórzy twierdzą, że li i tylko "woda" bazowała na spirolu i rozmarynie. Co człek, to inne zdanie.

2. Woda Królowej Węgier robiona we własnej alkowie


Lubię słowo "alkowa", więc... Osobiście robiłam swoją wodę we własnej alkowie. Taaak. Jak to wszystko wygląda? Co trzeba sobie ogarnąć przed przystąpieniem do sporządzania eliksiru młodości Eli Łokietkówny?


Jak widzimy - bazuję na najpowszechniejszym przepisie: rozmaryn i lawenda. Bardzo, bardzo chciałam zrobić tę naleweczkę ze świeżych ziół, ale to jeszcze nie czas na lawendę, a rozmaryn mi się zbuntował i dokonał żywota na balkonie (mogłam mieć swój udział w jego uśmierceniu...). Nie brałam też spirolu, bo trochę mnie on przeraża. Wzięłam wódeczkę, 40% to i tak sporo, jak na moje oko. A rozmaryn i lawendę miałam suszoną.


Ziółka wsypać do słoika i zalać wódeczką. Pozostawić na 2-3 tygodnie w ciemnym i ciepłym miejscu.


Potem przepuścić przez gazę i używać, rozcieńczając z wodą w stosunku 1:1. Tadam!

2. Woda Królowej Węgier - wersja zmodyfikowana


L'eau de la reine d'Hongrie, inaczej zwaną Aqua Reginae Hungaricae możemy sobie zmodyfikować w zależności od potrzeb. Mam skórę tłustą i skłonną do błysku, dlatego też do podstawy (lawenda i rozmaryn) dodałam inne zioła, które służą takiemu typowi cery.



A wygląda to tak:



Ogólnie rzecz ujmując rozmaryn (którego mamy w Wodzie Królowej Węgier najwięcej) działa ujędrniająco, przeciwzmarszczkowo, antybakteryjnie i stymulująco, jeśli chodzi o krążenie. Lawenda odżywia skórę, poprawia ukrwienie skóry, dezyfekuje, odmładza i wygładza. Do zmodyfikowanej wersji dodałam jeszcze:

  • liście laurowe (usprawniają krążenie krwi, zapobiegają namnażaniu się bakterii, usuwają niedoskonałości skóry i chronią przed oznakami starzenia)
  • skrzyp polny (uelastycznia skórę, wspomaga gojenie się ranek, regeneruje i odżywia cerę),
  • szyszki chmielu (opóźniają proces starzenia się skóry i dobrze oczyszczają z brudu)
  • a także miętę (reguluje wydzielanie sebum, odświeża i wygładza).







No cóż, zobaczymy co z tego będzie! Byłoby miło, gdyby woda posłużyła mi dobrze w roli toniku :).

3. Chlapnij sobie naleweczki!


Woda Królowej Węgier była też perfumem, ale czy dzisiaj chcemy tak pachnieć? Woda wonieje alkoholem i ziołami, ale... co kto lubi! Niemniej jednak Larendogrę możemy sobie też chlapnąć! 30 kropel rozpuszczamy w kieliszku wody i raz, maksymalnie dwa razy dziennie raczymy się ową naleweczką. W ten sposób "działamy" i od wewnątrz, i od zewnątrz. Kompleksowo, można rzec!


A Wy robiłyście Wodę Królowej Węgier? Macie w planach? :)



Bibliografia:
S. A. Sroka, Elżbieta, (w:) Piastowie. Leksykon biograficzny, Kraków 1999. 
J. Besala, Małżeństwa królewskie - Piastowie
dr H. Różański, Rozmaryn lekarski
dr H. Różański, Kwiat lawendy - Flos Lavandulae


48 komentarzy:

  1. ile ludzi tyle upodobań:)) i też każda perfuma na każdym inaczej pachnie:)) Wszak zapach to też wyrażanie siebie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Zatem jak ktoś sobie upodobałby wodę węgierską jako perfum, to nic, tylko się cieszyć - będzie miał 3 w 1 :D

      Usuń
  2. Taka naleweczka mogłaby być ciekawa, bo jako perfum... hmmm... chyba nie dla mnie :P Sama wlewałaś w te buteleczki i etykietowałaś? I te wstążeczki :) Jak na sprzedaż :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam wypróbować w postaci toniku, może jeszcze się skuszę jako naleweczkę chlapnąć, ale perfum u mnie też raczej odpada :P Tak, sama, ale drukarka zawołała o braku tuszu, więc etykiety wyszły trochę na zielono :P

      Usuń
  3. Ja Cię naprawdę podziwiam. Każdą taką historię czytam z zapartym tchem. Jestem początkująca w kwestii pielęgnacji, a w naturalnej pielęgnacji orientuję się niemal tyle co nic, dlatego też nigdy wcześniej nie słyszałam o tej wodzie. Ale jeśli tylko będę chciała zacząć o siebie dbać w maksymalnie naturalny sposób - Twój blog mi pomoże, bo to skarbnica wiedzy! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Maggie! Naprawdę miło coś takiego przeczytać :).

      Usuń
  4. Jestem pod ogromnym wrażeniem, muszę koniecznie nadrobić poprzednie posty bo Twój blog zapowiada się rewelacyjnie :-) jestem początkująca jeśli chodzi o naturalną pielęgnację więc chłone wiedzę jak gąbka

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod ogromnym wrażeniem, muszę koniecznie nadrobić poprzednie posty bo Twój blog zapowiada się rewelacyjnie :-) jestem początkująca jeśli chodzi o naturalną pielęgnację więc chłone wiedzę jak gąbka

    OdpowiedzUsuń
  6. haha padłam o tych palcach uciętych :D toż to psychika cała się dziewczęciu spaprała po tym wydarzeniu ech ech;p nie dziwota że człeka wydała na pastwę śmierci;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mnie denerwuje, że nie wiem w której ręce te palce straciła nasza Królowa Kikuta :P

      Usuń
    2. pewnie w prawej:D toż to ręka władzy!

      Usuń
  7. Pierwszy raz słyszę, ale naturalna pielęgnacja bardzo mnie interesuje. ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Twoje posty ♥ To co tworzysz i sposób w jakim to "podajesz" jest absolutnie wyjątkowe w blogosferze ^_^ a Woda Królowej Węgier to istna perfekcja *_* ta buteleczka i naklejka są prześliczne ( jestem wzrokowcem i kocham piękne rzeczy :)) napisz koniecznie jak się spisze po dłuższym stosowaniu :) Kochana Mi... radosnych i pogodnych Świąt dla Ciebie i bliskich :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem Ci ogromnie wdzięczna za tak miłe słowa :) Bardzo motywujące :) Również Ci życzę radosnych, spokojnych i mokrych Świąt :*

      Usuń
  9. Jaka śliczna etykieta na ten tonik :) :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Etykietka i zdjęcia - cudowneee! Fajny przepis, lubię takie ziołowe specyfiki. Chętnie bym spożyła taką naleweczkę, choć zastanawia mnie jak jej smak... Na twarz jednak bałabym się, bo alkohol mi przesusza cerę i wpadam wtedy w błędne koło.
    O, a liście laurowe uratowały mi ostatnio fejsa, wysypało mnie po czymś okropnie, zrobiłam napar z listków i po dwoch dniach ani śladu krostek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* Jak wypróbuję smak, to dam Ci znać, ale obawiam się, że może być raczej średni :P Też boję się tego alkoholu, więc wolałam wykorzystać wódkę zamiast czystego spirytusu, wtedy dopiero byłby sajgon!

      Usuń
  11. Pierwszy raz słyszę o tej wodzie, prawdę mówiąc. I dołączam do zachwytów dziewczyn - świetna etykietka :)

    OdpowiedzUsuń
  12. hmm nie planuję narazie robić ale kto wie może kiedys mnie najdzie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przygotowanie to łatwizna, więc jeśli Cię najdzie - możesz kiedyś spróbować :)

      Usuń
    2. Coraz bardziej się przekonuję;)

      Usuń
  13. Dobra! Nareszcie! Jeszcze nie czytałam, ale daję komentarz :)
    Już wczoraj widziałam Twój wpis, ale chciałam mieć troszkę wolnego czasu, żeby móc sobie wygodnie usiąść i rozkoszować się czytaniem :)
    Tak więc, siadam z lampką wina i biorę się za lekturę :)
    Czekałam na nią! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaaa, ale fajnie, że ktoś czyta moje wypociny sącząc winko! :)

      Usuń
  14. Haha- no, jakby się taką naleweczką raczyć raz, dwa razy dziennie, to za 3 miesiące można byłoby wylądować na odwyku! ( A dopiero co pisałam o winie!:):))
    Nie, no świetnie jak zawsze!
    Bidula takiego miała chłopa, że straciła 4 palce...Nic, tylko ze świeczką takiego szukać! :) ;)
    Dziękuję za chwilę wytchnienia!
    Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te chłopy jakieś takie płochliwe były w tamtych czasach. Płochliwe albo agresywne, średni wybór :P

      Usuń
  15. Pomijając historię, bardzo ładnie wykonane zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  16. jaka barwna historia!
    mnie by przede wszystkim skusiło stosowanie wewnętrzne, bo bardzo lubię ziołowe nalewki, natomiast nie przepadam za alkoholem na skórze.
    powtórzę się za dziewczynami - połączenie pielęgnacji ciała z historią to bardzo trafiony pomysł. przyjemne z pożytecznym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przyjemnie, dziękuję! :) Też zamierzam spróbować stosować wewnętrznie (ale i zewnętrznie też, zobaczymy co z tego wyniknie) :).

      Usuń
  17. Lubię czytać Twoje opowiadania, zawsze znajdzie się jakaś garść ciekawych informacji ;)
    Trzymam kciuki, by tonik zdziałał cuda na Twojej buźce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mam nadzieję, że będę gładka i powabna :P

      Usuń
  18. Pierwszy raz o niej czytam. Świetne tło dla samego przepisu. Mogłabym ciągle czytać takie posty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ mi miło! Z całą pewnością to jeszcze nie koniec :P

      Usuń
  19. Ciekawa sprawa, może faktycznie jako perfumy się nie sprawdzi, no ale można przecież wypić... :D Nie ma jak uniwersalne kosmetyki ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie robiłam, ale brzmi ciekawie :) czekam w takim razie na wpis z efektami działania toniku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno się pojawi, ale póki co Woda wciąż "dojrzewa" :P

      Usuń
  21. Nie słyszałam o takiej wodzie! :D Ale tak przepięknie ją przygotowałaś, że będę teraz o niej myśleć i może sama coś przygotuję... :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ile z blogów się można dowiedzieć :) Mega ciekawy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak zwykle czytałam Twój post z niezwykłą ciekawością! Naleweczka/tonik prezentuje się ciekawie i z niecierpliwością będę wypatrywać aktualizacji i Twojego zdania na jej temat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać! Jutro przecedzam i zaczynam stosowanie! ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...