Biała, upudrowana twarz, monstrualnie wysoka fryzura i falbaniasta kiecka narzucona na wielki stalowy stelaż zwany krynoliną. Do tego głęboki, mlecznobiały dekolt i umieszczona niemal przypadkowo muszka - obok ust, na szczytach piersi, czy policzku. Tak prezentowała się na pierwszy rzut oka Maria Antonina - arcyksiężniczka austriacka i królowa Francji. Do dzisiaj jej postać kojarzy się z luksusem i nadmierną rozrzutnością. Jako czternastoletnie, nieco rozpuszczone dziewczę, została wysłana do Francji. Nie mogła zabrać swoich drobiazgów, ubrań, a nawet psa. Wtrącono ją do powozu i - dawaj! - zdobywaj francuskie społeczeństwo uroczymi dołeczkami w policzkach i nieokrzesaniem! Jako, że Maria Antonina była dosyć cwana, potrafiła sprawić, by guwernantki tańczyły, jak im zagra. Tym samym dziewczynka specjalnego wykształcenia nie otrzymała, a jej matka niespecjalnie dbała o edukację córy. No bo przecież były ważniejsze rzeczy! Ludwik August był tylko o rok od niej starszy, ślub pary królewskiej odbył się w Wersalu i dyskutowano o nim przy każdej możliwej okazji - toż to była prawdziwa sensacja. Prawdziwą sensacją była też noc poślubna młodocianego małżeństwa - Ludwik nie podołał. Jak się później okazało, cierpiał prawdopodobnie na pewien intymny defekt, który znacząco utrudniał wieczorne harce w wersalskich komnatach. Nie był uosobieniem ideału dżentelmena - szybko utył, nie lubił zabaw i tańców, za to znajdował przyjemność we wbijaniu gwoździ i układaniu podłóg. Pasjami przepadał za polowaniami, miał "przyciężki" krok, ale... o żonę dbał, jak tylko umiał.
Maria Antonina też nie była wzorem cnót wszelakich. Próżna i pewna siebie, chciała udowadniać wszem i wobec, że z racji urodzenia i pozycji wolno jej wszystko. Bywała grubiańska i niegrzeczna,
obrażała innych możnych i wpływowych ludzi, próbowała zdobyć jak najwięcej swobody i wolności, zaś "bywanie" przynosiło jej niejaką trudność - bezustannie popełniała faux pas, mówiła to, czego nie powinna i zachowywała się niestosownie. Na dodatek jej utrzymanie było bardzo kosztowne - rozmiłowana w pięknych toaletach i luksusowej biżuterii, nie zwracała uwagi na potrzeby innych i postępujące zubożenie ludności. A potem wybuchła afera naszyjnikowa i zaczęto spekulować, czy Marie Antoinette rzeczywiście była tak czysta i niewinna, jak powszechnie twierdzono. Kardynał de Rohan nie cieszący się względami królowej pragnął sytuację zmienić, wówczas z pomocą przyszła mu hrabina de La Motte, która podała się za kochankę królowej i obiecała zorganizować schadzkę. Kobita znała modystkę łudząco podobną do Marii Antoniny i zaaranżowała spotkanie - kurza ślepota czy inna ciemność pozwoliły kardynałowi uwierzyć, że oto spotkał się z samą królową Francji, która w dodatku zapragnęła pięknego, błyszczącego cacka - naszyjnika zrobionego dla pani du Barry, faworyty króla Ludwika XV. De Rohan miał robić za pośrednika i ostatecznie oddał jubilerom dokument ze sfałszowanym podpisem królowej. Niedługo zorientowano się, że coś jest mocno nie tak, ponieważ pierwsza rata za naszyjnik jakoś nie wpływała. Cała ta afera rzuciła cień na postać Marii Antoniny i to cień raczej długi, brzydki i śmierdzący rozwiązłością.
Winna, czy niewinna, nie miało znaczenia - Maria Antonina musiała umrzeć. Tego chciał lud, tego oczekiwał, temu przyklaskiwał. Została uwięziona przez rewolucjonistów jako numer 208 i skazana na śmierć. Gdy pokazała się oczom gawiedzi - szczupła, zmizerowana, w poszarpanej białej sukni - przestała wzbudzać jakikolwiek respekt. Tłumnie zebrany lud szydził z jej wyglądu i losu, zaśmiewał się z tego, że niedługo skończy swój marny żywot. Podobno idąc, nastąpiła na nogę kata, miała wtedy powiedzieć: „Przepraszam, monsieur, zrobiłam to niechcący”. To były jej ostatnie słowa. Została ścięta 16 października 1793 roku na oczach tłumów.
1. Szpachluj twarz na biało, czyli o bielidle słów kilka
Maria Antonina, jak każda kobieta (i przypuszczalnie każda królowa?), chciała olśniewać. Na noc pokrywała dłonie woskiem i zakładała na nie rękawiczki, stosowała wodę różaną i olejek ze słodkich migdałów, z kolei włosy płukała wodą z szafranem, kurkumą i rabarbarem, by podkreślić ich nietuzinkowy kolor - truskawkowy odcień blondu. Włosy włosami, ale co z twarzą? Niestety, to opowieść wzbudzająca dreszcze obrzydzenia.
Drobiazgi Marii Antoniny, Petit Tranion, Wersal, Francja |
Biała twarz to był cel - zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Im bielsza, tym lepsza, proszę państwa. Co zatem zrobić, żeby taką mieć? Nakładać bielidło i to obowiązkowo na twarz, ale również szyję i dekolt. Problem był taki, że osławione bielidło, którego nie sposób było nie znaleźć w buduarze, zawierało w sobie trującą substancję - biel ołowianą. Jaki był efekt jego stosowania? Bielidło przede wszystkim zatykało pory, skóra nie mogła oddychać. Ponadto powodowało wysyp krost i zaskórników, cera szarzała i bardziej przypominała skórę zmarłego, niż żywego człowieka. W dodatku ołów przedostawał się przez skórę do krwi i zatruwał cały organizm - to przez niego pojawiały się trwałe blizny, a nawet problemy psychiczne! Dla piękna wszystko! Co zrobić? Ano nic, po prostu nakładać jeszcze grubszą tapetę, tak coby mimika twarzy była niemożliwa! Więcej, więcej, więcej bielidła! Trzeba wyglądać jak bałwany! Zróbmy z siebie figurki porcelanowe, przecież prezencja najważniejsza! A potem będziemy to szpachlą zdejmować z twarzy, o ile w ogóle, bo lepiej dołożyć kolejną warstwę!
Dziś porcelanowa cera też jest w cenie, ale nauczeni historią naszych przodków wiemy, że biel ołowiana to samobójstwo. Zamiast tego bladość karnacji podkreślić można skrobią ziemniaczaną!
2. Skrobia ziemniaczana w kosmetyczce
Ostatnimi czasy mąka staje się coraz bardziej popularna. Nie potrafisz dopasować pudru - weź machnij się mąką! Nie umiesz dobrać odpowiedniego odcienia do swojej karnacji - mąka rozwiąże problem! Nie masz za dużo dukatów na markowe kosmetyki - bierz się za mąkę, co 2-3zł w sklepie kosztuje!
Prawda jest taka, że większość pudrów mineralnych ma bardzo proste składy, a ich wytworzenie kosztuje grosze. Tymczasem my płacimy za markę i obietnice. To samo możemy osiągnąć za o wiele mniejsze kwoty, wierzcie mi. Wystarczy prześledzić składy tych sławetnych pudrów - często znajdziemy w nich czystą krzemionkę i w zasadzie nic więcej. Przoduje tutaj Make Up For Ever ze swoimi 10g krzemionki za 160zł. A po ile "stoi" gram krzemionki? Miłe panie, coś koło 2-3zł. Wygląda na to, że za sam słoiczek i logo płacimy 140zł :).
Ale może o samej krzemionce innym razem. Tak, o czym to ja...? Skrobia! Zatem co takiego robi? Mówiąc krótko - to najtańszy transparentny puder świata. To oznacza tyle, że stosować ją mogą wszystkie kobiety, niezależnie od odcienia cery.
Jak zachowuje się skrobia ziemniaczana jako puder?
Jeśli nie chcemy miziać się białą mąką, możemy ją zabarwić. Z tym jednak byłabym bardzo ostrożna. Wiele porad mówi, by zmieszać mąkę z cynamonem lub kakao. Wszystko pięknie ładnie, ale pamiętajmy, że cynamon lubi uczulać. Przykładowo płukanek cynamonowych do włosów nie stosujemy na skalp właśnie w obawie przed reakcjami uczuleniowymi. Pieczenie, wysypka, swędzenie, krosty, odchodzenie płatów skóry i opuchlizna to jedynie niektóre z możliwych reakcji na cynamon. Kakao z kolei należy do substancji tłustych, więc jego wybór niekoniecznie może się przysłużyć do produkcji kosmetyku matującego. Oczywiście - każda cera jest inna i inne będą jej reakcje na spotkanie z takimi produktami.
Sama Maria Antonina również używała mąki jako pudru. Tak, proszę państwa, stosowała mąkę ryżową, pszenną lub talk, żeby utrwalić bielidło. Zresztą etykietka "Puder Marii Antoniny" wygląda lepiej aniżeli "Skrobia" lub "Mąka", prawda? ;)
Sama Maria Antonina również używała mąki jako pudru. Tak, proszę państwa, stosowała mąkę ryżową, pszenną lub talk, żeby utrwalić bielidło. Zresztą etykietka "Puder Marii Antoniny" wygląda lepiej aniżeli "Skrobia" lub "Mąka", prawda? ;)
3. Jak nakładać to ustrojostwo?
Słówko o przechowywaniu. Skrobię ziemniaczaną powinnyśmy przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniczku. Doskonale nadaje się do tego słoiczek po kremie lub... szklane opakowanie po świecy.
Generalnie mąkę możemy nakładać na 4 sposoby.
- opuszkami palców ruchem masującym
- wacikiem kosmetycznym (dobry sposób dla posiadaczek cery tłustej)
- pędzlem (trzeba uważać na ilość, łatwo można przedobrzyć!)
- puszkiem
4. Błękitna krew podkreślana błękitnidłem!
To już raczej tylko ciekawostka, bo nie przypuszczam, żebyście chciały robić coś takiego. Otóż ówcześnie uważano, że błękitna krew jest na wagę złota i bogate stroje, zawszone konstrukcje z włosów oraz biżuteria z kamieni szlachetnych to wciąż za mało. Trzeba manifestować czystą, szlachecką krew! Jak? Ano malując sobie na twarzy i dekolcie delikatne błękitne żyłki. Skóra miała przypominać pergamin (zabawne, biorąc pod uwagę kolejne warstwy bielidła ciapkane na facjatę), toteż i żyłki muszą być widoczne. A że spod grubej warstwy bieli ołowianej nic nie mogło się przebić - zostawały barwniki. Dodam jeszcze, że w wielu kręgach nie przyjmowano do wiadomości, że krew pospólstwa i arystokracji ma tę samą barwę: czerwoną. Damy i dżentelmeni z uporem maniaka twierdzili, że ich krew musi być błękitna! Koniec dyskusji!
Bibliografia:
Fraser Antonia, "Maria Antonina: podróż przez życie", Warszawa 2006
Ale Historia - Maria Antonina
Kurioza naukowe / Scientific curiosities ISSN 1176-7545; rok VII; No 1418
Michał Ziemiański: Słownik towaroznawczy artykułów żywnościowych. Warszawa: Wydawnictwo Przemysłu Lekkiego i Spożywczego, 1968
Zaczęłam czytać i przepadłam. Ja naprawdę uwielbiam Twój blog, problem w tym, że rzadko kiedy mogę sobie pozwolić na chwilę wytchnienia i czytać tak długie (ale szalenie ciekawe!) posty. Poza tym - jesteś niesamowita! Kilka dni temu z rezygnacją stwierdziłam, że chyba będzie mi potrzebny puder. Mąka ziemniaczana? Dziękuję! :D
OdpowiedzUsuńAaa, ale mi miło! Dziękuję za tam cudownie rozgrzewające słowa! Bo wiesz, w sumie to ja tylko o mące piszę... :P
UsuńTy patrz, kiedyś się bielili na potęgę, dziś się brązowią, to co nas czeka w przyszłości?;D
OdpowiedzUsuńKurczę, słyszałam o tym pudrze za 160, masakra. Gdzieś kiedyś usłyszałam hasło, że frajer jest po to, żeby go doić, a kobiety, niestety, wydoić najłatwiej.:] Mąki jako pudru używam czasem latem, świetnie i na długo matuje. Niektórzy się boją tego bielenia, ale jak się umiejętnie nałoży to nie wygląda się wcale jak Maria Antonina. I wiesz, ten Twój puder robi wrażenie - opakowanie, etykieta, nazwa...może go handluj po stówie?;D
A, i zapomniałam dodać: punkt 4 mnie rozwalił na łopatki! Zgadzam się z Maggie, Twoje posty są mega ciekawe, czytam zawsze od dechy do dechy:) pozdro!
UsuńSłodzicie mi strasznie, dziękuję stokrotnie :*! Może się skuszę na handel obwoźny, albo stanę obok Biedry i będę nawoływać, żeby kupili ten niezwykły, nietuzinkowy i megatani (tylko 99zł!) puder :P To jest myśl na niezły zarobek, jak człowiek ma gadane, to kto wie, może się znajdą chętne :P
Usuńoj wysoko cenią sie producenci.... ciekawe z tą mąką:)) trochę mi sie kawał przypomniał jak to leciały baba z miasta i baba ze wsi samolotem:))
OdpowiedzUsuńKurczę, chyba nie znam :D
Usuńfiliżanko dawaj kawała:D
Usuńlecą dwie baby samolotem baba z miasta ubrana w najnowsze kreacje od projektantów i baba ze wsi co w puderniczce ma mąkę by nie być gorsza!
UsuńBaba z miasta wyciąga banana i je, baba ze wsi zastanawia sie, myśli wstydzi zapytać idzie:
- przepraszam a co to jest
- a, owoc egzotyczny
- a jak sie nazywa?
- banan
historia sie kilka razy powtarza z innymi owocami. W końcu baba ze wsi wyciąga kaszankę a że ciekawość babę z miasta zżerała to role sie odwracają:
- przepraszam a co to jest - pyta baba z miasta
- a, owoc egzotyczny
- a jak sie nazywa?
- a chuj murzyna!
Hah, dobre :D
Usuńumączę się tak dziś do roboty :D
OdpowiedzUsuńUmączenie się udało? :D
Usuńszefu się chyba przestraszył bo siedział cicho i nie truł dupy ;p
Usuńwięc mam na niego sposób na mąkę:D
UsuńPrzeczytałam od deski do deski i ponownie - uwielbiam Twoje posty! Mega ciekawe. No i pouczające. Widać, że przykładasz ogromną wagę do tego, co i jak piszesz (bibliografia, brak błędów). Oby więcej takich blogów :))
OdpowiedzUsuńA wracając do wpisu: bardzo lubię czytać o metodach kosmetycznych sprzed lat. Niby wiedziałam o tym bieleniu i "błękitnej krwi", ale nie wiedziałam, że malowano sobie żyłki na skórze! Paranoja :) ale w sumie w naszych czasach też robi się sporo głupot, z których za jakiś czas ludzkość będzie się śmiała :))
Bardzo Ci dziękuję! Pewnie za jakiś czas ludzie będą się śmiali z naszego uwielbienia do czekoladowej opalenizny :P
UsuńDołączam do wychwalania Dziewczyn wyżej- też lubię czytać Twoje posty, zawsze można się z nich dużo dowiedzieć ;)
OdpowiedzUsuńSwego czasu nakładałam skrobię na włosy, by uzyskać efekt prostych włosów :)
Ale tym pudrem mnie zainteresowałaś, ha chyba spróbuję i jestem ciekawa efektu ;)
Dziękuję :) Łechtacie mi ego! Co do skrobi - ma dużo zastosowań i fajnie, że jest tak tania :)
UsuńI dobrze! ;)
UsuńŚwietnie się czyta takie ciekawe rzeczy :) ludzkie mieli nieźle w głowach. Pewnie kiedyś tak będą mówili o naszych czasach :)
OdpowiedzUsuńAż trudno mi sobie wyobrazić jak wyglądali z tymi błękitnymi żyłkami na białej twarzy :P
UsuńInteresting post!! ;)
OdpowiedzUsuńKisses from Spain.
Xoxo, P.
My Showroom
:)
UsuńCzytałam Twojego posta z prawdziwy zaciekawieniem! O bielidle nigdy nie słyszałam, ale to tłumaczy wiele zachowań władców z tego okresu ;) Od jutra zaczynam malować sobie niebieskie żyłki, niech wiedzą, że arystokratka jedzie z nimi w autobusie :D
OdpowiedzUsuńNa pewno wzbudzisz wielkie poruszenie :D Ale co tam, raz się żyje :P
UsuńŚwietny post, bardzo wciągający. Muszę wypróbować tej skrobi. ;)
OdpowiedzUsuńGorąco polecam :)
UsuńŚwietny post :) Troszkę historii w kosmetykach :) Pierwszy raz spotykam się z tym,żeby najpierw blogerka opisywała Królową potem kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńBo te królowe to miały ciekawe życia i bardzo często ogromnie dbały o urodę :D Zawsze mnie to ciekawiło.
UsuńMoja koleżanka używa skrobi jako "suchego szamponu" :) Podobno dobrze zbiera sebum od nasady i unosi lekko, a i wyczesać łatwo :)
OdpowiedzUsuńMuszę to wreszcie wypróbować, chociaż trochę się obawiam białego nalotu ;).
UsuńBoski, boski post :) Czytałam kiedyś na studiach książkę o pielęgnacji królów itd, było własnie o białych mazidłach, pieprzykach itd :)
OdpowiedzUsuńPamiętasz jeszcze tytuł? :)
UsuńBardzo ciekawy post, muszę sama się skusić na tą skrobię :)
OdpowiedzUsuńPolecam wypróbować! :)
Usuńbardzo fajny wpis, ciekawy blog, będę wracała na pewno :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię mąkę ziemniaczaną, ale do włosów :D na twarz jeszcze nie próbowałam ;p
OdpowiedzUsuńDo wykorzystania na włosach dopiero się szykuję :P
UsuńSłyszałam o tym sposobie;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMąka ziemniaczana ma wiele zastosowań :D Pod pachy, na twarz, na włosy i w kuchni :D
OdpowiedzUsuńWielofunkcyjny produkt! :D
UsuńŚwietny tekst :DDD
OdpowiedzUsuńTylko taka mała uwaga - mąka i skrobia ziemniaczana to dwie różne rzeczy, różne produkty. Do celów makijażowych stosujemy skrobię :)
Tak, tak - wiem ;). Nie opisywałam jednak tego ze szczegółami, choć może i powinnam ;)
Usuń:))
Usuńta lawenda w nagłówku tak realistyczna i piękna, że aż czuję jej zapach :))))
Parę lat temu miałam okropne problemy ze "świecącą" się cerą i przez jakiś czas używałam skrobii, bo naczytałam się na wizażu, że jest genialna. To było dawno i szczerze mówiąc nie pamiętam już, czy jakoś mi ona pomogła z tym problemem, ale znam dużo dziewczyn, które są zadowolone z jej stosowania. Moja cera się uspokoiła i wystarczy zwykły, matujący drogeryjny puder, ale nie zmienia to faktu, że skrobia jest wspaniałą (i jaką tanią!) alternatywą :)
OdpowiedzUsuńJa jestem, świecę się jak latarnia i chociaż próbuję z tym walczyć, to czasem wciąż trafiają się gorsze dni, niestety... A mąka mnie nie zawodzi, nawet, kiedy jest gorąco :). Bardzo się cieszę, że Ty zwalczyłaś problem błyszczenia, mam nadzieję, że mi pewnego dnia się uda :)
Usuńto dziś jaki przepis na puder dawny zapodasz?:D
OdpowiedzUsuńWczoraj miałam za bardzo lajzi dej, żeby się pudrować :P
UsuńAhahahaha! Uśmiałam się jak nie wiem :):):)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz! Rewelacyjnie się czytało :)
Dziękuję :D
Usuń