czwartek, 19 listopada 2015

Fiołkowy peeling oblubienicy Napoleona - czyli Maria Luiza i fiołki w natarciu

Maria Luiza
Przed ślubem nie widziała go na oczy. W czasie ślubu zresztą też nie. Nie była pewna jak wygląda i jaki ma charakter. Wiecie, gość z takimi imperialistycznymi zapędami mógł spokojnie być despotą. W dodatku plotki szybko dotarły do młodej dziewczyny i nie były to informacje zadowalające. Zdanie jej przyszłego męża na temat kobiet pozostawiało wiele do życzenia - twierdził on bowiem, że kobieta musi należeć do mężczyzny, winna być jego niewolnicą i że męska natura domaga się swoich praw, a zatem chłop powinien mieć kilka bab naraz. Poligamia rulez! Ale co czynić - kazano jej go poślubić, musiała więc na to przystać "dla ogólnego dobra". W dodatku był od niej o całe 22 lata starszy! A potem okazało się, że niezła z niej perwera. On też ponoć był niezwykle jurny i rozochocony, chociaż miał swoje lata. Życie to szereg niespodzianek - powiedziałaby zapewne Maria Luiza, druga żona Napoleona.

Cała historia zaczyna się w 1791 roku, w samym środku grudnia, gdy na świat przychodzi małe
Maria Luizarozwrzeszczane niemowlę - Marie-Louise Léopoldine Françoise Thérèse Joséphine Lucie. Tak, poważnie. Tak ją nazwano, a to dlatego, że - jak mi się zdaje - dzieci cesarzy muszą mieć przydługie imiona. Maria Luiza przyfarciła, bo jej ojcem był Franciszek I cesarz Austrii, zaś matką Maria Teresa, córka Ferdynanda, króla Obojga Sycylii. Zatem widzicie - nie było innej możliwości - nie dość, że dostała pierdyliard imion, to jeszcze jej mariaż miał być z góry przesądzony. Dzieciństwo miała średniawe, zresztą jak niemal każda księżniczka - za każdym rogiem czaiły się przyzwoitki, zaś srogie guwernantki wtłaczające jej do głowy francuskie, włoskie i angielskie słówka nie dawały za wygraną, a ochmistrzyni łypała złym okiem, pilnując by jej włos z głowy nie spadł. Maria Luiza była przyzwyczajona do płaszczenia się i posłuchu, ale odrobinę zahukana i wycofana głównie za sprawą surowego ojca. 


NapoleonNapoleon cieszący się błogim wolnym stanem wiedział, że długo kawalerem nie będzie mu pisane pozostać. Dyplomaci przekrzykiwali się wzajemnie a la "Wujkowie-Dobra-Rada". Każdy wiedział lepiej jaka panna musi stanąć u boku Małego Kaprala. Wszyscy jednak byli jednogłośni, co do pochodzenia - przyszła małżonka musi wywodzić się z Rosji lub Austrii. Taki ślub byłby genialnym rozwiązaniem na czasy powojenne - zapewniałby pokój. Najpierw zwrócono się w stronę Rosji, ale Car Aleksander odmówił oddania Napoleonowi swojej siostry - nie i basta! Sam zresztą miał z jedną z nich romans. No więc trudno, została jeszcze austriacka panna - Maria Luiza. Napoleon taki ochoczy do tego ożenku wcale nie był - w zasadzie uznał nawet, że nie musi być obecny na swoim własnym ślubie. Wziął i wysłał arcyksięcia Karola, żeby go reprezentował per procuram i tym sposobem Maria Luiza nawet swego męża w dniu ślubu 11 marca 1810 roku nie widziała. Miała wtedy 19 lat.

W dwa dni po ślubie (biedne dziewczę, nie ma co kryć) - zaślubiona Bonapartemu opuściła rodzinne strony i ruszyła, by wreszcie się z nim spotkać. Trzeba jednak Wam wiedzieć, że Maria Luiza była wychowana niemal pod kloszem - jak zwierzątko, to tylko płci żeńskiej, a jak nauka z książek, to guwernantka musiała niezwłocznie zamazać niestosowne fragmenty tekstu! Słowem - dziewczę o seksie nie wiedziało wiele. Po dwóch tygodniach męczącej podróży Maryśka dojechała wreszcie wraz z całym swoim orszakiem do lasu pod Compiégne, gdzie rezydował Napoleon. Bonaparte nie miał ochoty na ceregiele i kłanianie się - wsiadł do karocy swej żony i... z miejsca skonsumował związek. 

RodzinneOkazało się, że małżonka Napoleona uczy się zadziwiająco szybko. Tak szybko, że wkrótce zaczęto postrzegać ją jako nimfomankę. Nie trzeba dodawać, że wszyscy drżeli o zdrowie Napoleona... Biedak, wiecznie łaził podniecony! Już w lipcu Maria Luiza nosiła pod sercem dziecko. Oui, oui, oui! - myślał zapewne Napoleon, dopóki nie dowiedział się, że poród nie będzie łatwy. Wtedy stwierdził, że w razie sytuacji zaiste kryzysowej należy ratować matkę, a nie dziecko. Koniec końców oboje przetrwali te ciężkie chwile i na świecie pojawił się potomek Cesarza Francuzów. Historycy uważają, że Napoleon naprawdę się zakochał. Wiecie, taką prawdziwą, trwałą miłością. Maria Luiza urzekła go swoimi kocimi oczami, blond puklami i różaną cerą. Była troszkę niekumata, ale za to prawdomówna i wrażliwa. Cała ta miłość do żony nie przeszkodziła mu jednak posiadać szeregu kochanek, ale kaman, nie można mieć wszystkiego... Szczególnie, jak się wychodzi za mąż na Napoleona...


1. Fiołki - uzależnienie Marii Luizy


Maria Luiza wprost uwielbiała zapach fiołków. Po abdykacji Napoleona, Maryśka wróciła do Austrii i choć Napcio miał nadzieję, że wpadnie z wizytą, to się przeliczył. Mówi się, że wtedy zerwał kilka fiołków i już zawsze nosił je w swoim medalionie. Z kolei Maria Luiza nie odwiedziła go nigdy - przeniosła się do księstwa Parmy, które przyznał jej wiedeński kongres. Tam też na dobre zajęła się fiołkami - rozkazała tamtejszym mnichom pracę nad ekstrakcją zapachu tego kwiatu. W ten sposób powstały fiołkowe perfumy, którymi skrapiała się z lubością. Ich receptura była ponoć pilnie strzeżona. 


Fiołek trójbarwny w ziołolecznictwie zajmuje całkiem zaszczytną pozycję. Stosuje się go w leczeniu trądziku, trudno gojących się ran i problemów z układem moczowym. Fiołek podwyższa barierę ochronną skóry i dzięki karotenoidom pozwala na zabezpieczenie naskórka przed zgubnym działaniem promieni słonecznych. Dodatkowo nie pozwala na nadmierne pozbywanie się wilgoci, a zatem dba o odpowiednie nawilżenie skóry. Uszczelnia drobne naczynka krwionośne, pomaga w leczeniu liszajów i siniaków. Ma również działanie przeciwzapalne i zmiękczające.

Jakie składniki lecznicze odnajdziemy w bratku?
  • olejki eteryczne
  • karotenoidy - to najlepsze antyoksydanty; regenerują tkankę i chronią przed przedwczesnym starzeniem się skóry
  • flawonoidy - neutralizują wolne rodniki, zabezpieczają ścianki naczyń krwionośnych, działają przeciwalergicznie i przeciwzapalnie
  • metyl salicylowy - ma działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne
  • saponiny - wnikają w skórę i ułatwiają do niej dostęp innym substancjom czynnym, zmiękczają i nawilżają
  • antocyjany - neutralizują wolne rodniki, uszczelniają naczynia włosowate, zwiększają gęstość kolagenu w skórze i działają przeciwzapalnie
  • garbniki - łagodzą stany zapalne, podrażnienia skóry, wszelkie skaleczenia i przeciwdziałają nadmiernej potliwości
  • sole mineralne

2. Fiołkowy zdzierak dla pięknej skóry


Do wymodzenia peelingu potrzebujemy:



Peeling fiołkowy ma dobroczynny wpływ na naszą skórę (serio, serio!). Do stworzenia takiego peelingu warto przejrzeć kuchenne i łazienkowe szafki!


W roli zdzieraka bardzo dobrze sprawdzi się nie tylko sól Epsom, ale również cukier, sól, rozdrobnione orzechy, czy płatki owsiane. Więcej na temat składników peelingujących możecie przeczytać w poście o peelingu miętowym (klik!). 

Prócz soli Epsom (którą osobiście wielbię i bardzo gorąco polecam), do peelingu dodałam rzecz jasna ziele fiołka trójbarwnego, a także odrobinę białej glinki i olej ze słodkich migdałów.

Biała glinka anapska posiada właściwości oczyszczające i dotleniające skórę, dlatego też walnęłam ją do peelingu. Dodatkowo jest bogata w mnóstwo mikroelementów, które przyczyniają się do produkcji kolagenu wpływającego na elastyczność. Łagodnie złuszcza martwy naskórek, poprawia koloryt i zapobiega starzeniu się skóry.



Przypominam, że romans glineczki z metalem przyczynia się do utraty jej właściwości. Stąd też polecam porcelanę, plastik i drewno ;). 
Olej ze słodkich migdałów to jeden z najdelikatniejszych olejów, który można stosować z powodzeniem w pielęgnacji skóry bobasów - krzywdy nie wyrządzi. Odmładza, wygładza, nawilża i opóźnia procesy starzenia. Wzmacnia barierę lipidową skóry i bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawiając tłustego filmu. Często nazywa się go "skórą w oleju", ponieważ jego struktura jest bardzo bliska ludzkiemu naskórkowi. 




Przygotowanie peelingu:

Dowolny zdzierak, ziele fiołka trójbarwnego i glinkę anapską mieszamy ze sobą w sterylnym słoiczku. 


Do mieszanki dodajemy olej, który możemy uprzednio połączyć z ulubionym olejkiem eterycznym. 



Całość zabezpieczamy i używamy wedle potrzeby :).

Efekty:
Skóra jest odżywiona, nawilżona i ujędrniona. Wszelkie problematyczne miejsca i liszaje są ukojone. Nie mam na co narzekać! 






***
Jeszcze słóweczko!

Bardzo, bardzo dawno mnie tu nie było. Okropnie zaniedbałam wizyty w Was, za co serdecznie przepraszam i obiecuję poprawę. Spiętrzyły mi się niegodziwości tego świata, te bardzo, bardzo poważne i te nieco mniej, ale przyznam, że nie miałam zupełnie głowy do blogowania. Nie będę Was tu zanudzać opowieściami o chorobach, wynikach, leczeniach itd, bo tutaj rozkoszujemy się mamusią naturą i swoimi kosmetykami zrobionymi tymi "ręcami", o! 

Raz jeszcze kajam się i kajam przed Wami! I życzę miłego wieczoru! :)



Bibliografia:

2. Masson Frédéric: Maria Ludwika, cesarzowa i królowa
3. Botti Ferruccio: Maria Ludwika, księżna Parmy i Guastalii
4. Henryk Różański: Fiołek trójbarwny - Viola tricolor
6. Jakub Mowszowicz: Flora jesienna. Przewodnik do oznaczania dziko rosnących jesiennych pospolitych roślin zielnych. Warszawa: WSiP, 1986





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...